Pożar w operze czyli Koniec próby generalnej Katarzyna Boruń-Jagodzińska 8,0
ocenił(a) na 76 lata temu Recenzja
Piotra Müldner-Nieckowskiego
http://www.pisarze.pl/recenzje/9544-rekomendacje-ksiazkowe-z-biesiady-literackiej-spp28-06-15.html
Piotr Müldner-Nieckowski
Krzysztof Piechowicz i Katarzyna Boruń-Jagodzińska:
Pożar w operze
pozar-w-operzeAutorzy dedykują swój niecodzienny utwór Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi, którzy podług relacji Magdaleny Samozwaniec mieli napisać wspólne dzieło, prawdopodobnie operowe, pod tytułem „Koniec świata”, ale z sobie znanych powodów tego nie zrobili i jak doskonale wiemy, już nie zrobią.
Trzeba było czekać na Piechowicza i Boruń, od wiek wieków przyjaciół, ale jak dotąd nigdy współautorów. Wiadomo, wpółautorstwo w sztuce wysokiej raczej się nie udaje. Jednak zaryzykowali i to była dobra decyzja. Piechowicz dał koncepcję, dialogi i fragmenty poetyckie, Boruń-Jagodzińska swoje wiersze na temat i jak się domyślam, życzliwą kontrolę nad całością. Uznali, że piszą słuchowisko, czyli rzecz bez scenografii, ale urządzili didaskalia tak, że realizator akustyczny ma co robić. Mamy przecież mistrzów dźwięku, takich jak choćby Andrzej Brzoska z Teatru Polskiego Radia, który by sobie z tym poradził śpiewająco. Ale i w teatrze scenicznym dałoby się to z powodzeniem zrealizować. Ponadto rzecz jest po prostu - do czytania.
Jest również tyle do mówienia, co śpiewania i nucenia, choćby pełnosprawnymi głosami Basa, Sopranu, Altu i Tenora, z trudem sterowanych przez Dyrygenta. Niektórzy nie lubią opery jako najbardziej sztucznej ze sztuk, ale myślę, że jednym z artystycznych zadań „Pożaru w operze” jest zwalczenie tej niechęci, wprowadzenie w nowoczesne fascynacje poetycko-muzyczne i w to, co się dzieje w duszach artystów, w ich głowach i życiu, także w przestrzeni za najbliższymi kulisami. Jest to zarazem przegląd historii muzyki spleciony z chwilowymi zdarzeniami, kłopotami i zachwytami bohaterów - którzy przecież istnieją tu i teraz. Są najsłynniejsze nazwiska, takie jak Mozart, Beethoven, Bach i - a jakże - Offenbach, cała plejada wielkich, którzy wyznaczyli muzyczność naszej cywilizacji. Daje to paradoksalnie jednorodną, scaloną interpretację procesów twórczych, które są udziałem wszystkich, także tych, co nawet nie wiedzą, gdzie grywa się opery. Utwór tyleż syntetyczny, co najeżony atrakcyjnymi szczegółami przyziemnymi i intelektualnymi.
Mimo że dramat ten jest trudny i skomplikowany, w każdej swej warstwie pozostaje wystarczająco czytelny. Wszyscy znajdą coś dla swego poziomu rozumienia i przeżywania. Dla jednych będzie to zaskakujące doświadczenie bycia artystą, dla innych ewidentne odniesienie do rzeczywistości zupełnie pozaartystycznej, nawet do polityki. Wiele mówi następujący fragmencik, który dla mnie jest w tym utworze kluczowy. Śpiewa jedna z bohaterek „Pożaru w operze”, Sopran:
Tak pragnę wyprowadzić cię
W bezpieczne miejsce,
Bezpieczne, ale zawsze
Otwarte szeroko,
Gdzie myśli nasze nie będą ciężarem,
Gdzie ciała nasze już nie będą raną.
Tam gdzie będziemy mieć własne imiona,
A słowo „kobieta” nie będzie nigdy
Kopniakiem w podbrzusze.
_____________________
Krzysztof Piechowicz i Katarzyna Boruń-Jagodzińska, „Pożar w operze czyli koniec próby generalnej (słuchowisko poetyckie)”, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2015. Stron 80. ISBN 978-83-7606-669-1.
Piotr Müldner-Nieckowski